Logo Geoje

Logo Geoje

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Aktywny weekend czyli...

...wyprawa po chleb za pod morzem.




 Na początek jak zwykle krótko o pogodzie. Wiosna znowu wściekle zaatakowała. Oglądając jednak kamerki internetowe w Polsce jestem przekonany, że pewnie kilka osób będzie vqurvionych takim stwierdzeniem, zwłaszcza, kiedy muszą sprzątać śnieg przed domem. Ale cóż. Jak powiedziała nasza premiera : "Sorry, taki mamy klimat!" W piątek po południu zaczęło się ocieplać i temperatura doszła do plus 14 stopni. W tych pięknych okolicznościach przyrody pomyślałem, że dobrze byłoby przejechać się do Busan. W przekonaniu utwierdził mnie fakt, że kiedy otworzyłem zamrażalnik to w miejscu, gdzie zazwyczaj przechowuje chleb mój powszedni szron ujrzałem jeno. Rzec by można wszystko przygotowane do igrzysk zimowych robali Geoje 2014. Robali żadnych na szczęście w mieszkaniu nie ma a to za sprawą administracji budynku, a w szczególności dozorcy, pana Kima, który za pomocą nieznanej ale skutecznej broni chemicznej odstrasza wszelkie żyjątka chcące się zadomowić. Kilka dni wcześniej przed spodziewaną akcją pan Kim wywiesza na drzwiach wejściowych kartkę, na której informuje, że "w dniu takim a takim o godzinie tej a tej odbędzie się eksterminacja". Żeby nie było wątpliwości, ze tłumaczę źle użyte słowo, w oryginale brzmi ono "extermination". Widząc takie obwieszczenie, robaki, które umieją czytać, same uciekają. Uciekają także mieszkańcy, którzy aktualnie przebywają w budynku aby nie zostać przy okazji również "exterminated". No dobrze, trzeba jechać bo nie ma już chleba. Pozostał jeszcze do rozwiązania inny problem. Prawdopodobieństwo, że uda mi się w sobotę wstać na tyle wcześnie aby dojechać w przyzwoitym czasie jest zazwyczaj bardzo małe. I to niezależnie od nastawionego budzika. Tym razem jednak udało mi się wstać bez problemu. Szybkie śniadanko i w drogę. Busan nie leży za górami, za lasami, za siedmioma rzekami. Z Geoje do mojego celu podróży jest jakieś 60 kilometrów. Na tej trasie trzeba pokonać jednak dwa mosty ponad morzem, osiem tuneli wydrążonych w niewysokich górach oraz (i tutaj "perełka") ponad 3-kilometrowy tunel zbudowany na dnie morza. To połączenie wyspy z Busan nazywa się Geoje-Busan Link i samo w sobie być może będzie tematem któregoś z kolejnych wpisów lub 12546 odcinka "Mody na sukces". Tak sobie myślę, że gdyby coś takiego trzeba było wybudować w Polsce to nasza Główna Dyrekcja od dróg i autostrad pewnie popełniłaby zbiorowe samobójstwo a w najlepszym wypadku jej większość znalazłaby spokój w specjalistycznym szpitalu. Gdyby już zdecydowano o podobnej budowie to niechybnie pochłonęłaby kilka budżetów kraju a z ukradzionych materiałów powstałyby kilka nowych miast "domków jednorodzinnych". Na razie jednak zostawmy nasza dyrekcję w spokoju. Niech dalej buduje to co ma wybudować. Ponieważ trasę znam dobrze, więc nie muszę korzystać z GPS-a. Słucham sobie za to przez internet ulubionej stacji ze starymi przebojami. Jadę sobie więc po dnie morza, Piotr Szczepanik zachęca do palenia żółtej makulatury a czterdzieści osiem metrów wyżej szumią sobie morskie fale. Czas przejazdu miałem dobry, tzn. poniżej godziny. Czasami pierwsze 30 km robię w 20 minut a następne 30 km w ponad godzinę. Wszystko zależy od natężenia ruchu w Busan, Moim celem "w mieście" jest dom towarowy Lotte. W Polsce koncern Lotte (dawniej E.Wedel) znany z jest torcików wedlowskich a w Korei jest właścicielem m.in. sieci domów towarowych. Parkuję samochód na parkingu podziemnym na poziomie B3 (najniższy poziom to B6) i schodami ruchomymi udaję się na poziom B1. Tu szybko kieruję się do francuskiej piekarni po świeżutki chlebek. Jak zwykle kupuję dwa najlepsze gatunki: normalny i ze słonecznikiem. O cenę nawet mnie nie pytajcie, bo nie chcę wywołać ogólnopolskiego strajku piekarzy i rozruchów na tym tle. Jeszcze nie daj Boże powstanie jakiś Chlebo-Majdan w Warszawie. Po co mi to?

Chlebek z Busan


Po zakupie chlebka przyszła pora na następne zakupy w supermarkecie spożywczym. Najcenniejszym nabytkiem była kapusta kiszona z białym winem w stylu bawarskim (oczywiście Made in Germany). Jak zwykle kupiłem cały zapas supermarketu w postaci 4 słoików (słownie: cztery). Wszystkie zdobycze złożyłem w samochodzie i już spokojnie udałem się na penetrację wyższych pięter. Na dziale męskim była akurat promocja koszul znanych marek, więc kupiłem dwie w brakujących kolorach. A co tam! Z innych ciekawych rzeczy to chyba najciekawszy był pewien budzik, którego zdjęcie zamieszczam poniżej. Niestety zapomniałem spytać, czy to sprzęt jednorazowy czy wielokrotnego użytku. Pomyślałem też sobie, co by było gdybym chciał z takim budzikiem podróżować samolotem. Chyba bym daleko nie zaleciał...

Uwaga! To tylko budzik!

Doszedłem wreszcie do poziomu z "właściwą" elektroniką. Miałem nadzieję, że zobaczę najnowsze "dziecko" Samsunga czyli 110 calowy telewizor UHD (4K). Niestety tkwił tam ciągle "stary", 85 calowy model UHD z zeszłego roku z reklamą tego nowego. Może następnym razem.

85 calowy "staroć"
   Wycieczkę zakończyłem na dachu, gdzie znajduje się... mini park i kawiarnia. Pochodziłem wiec sobie trochę po świeżym powietrzu i stwierdziłem, że pora coś zjeść. Trzeba było więc zjechać znowu do "podziemi". Wybór jedzenia w strefie "food" jest przeogromny ale ja tradycyjnie wybrałem koreańskiego schabowego.

Schabowy "po koreańsku"

Po obiadku trzeba było wypić jakąś kawkę z czymś słodkim. Zauważyłem nowy rodzaj pączków z sernikiem jagodowym, wiec trzeba było spróbować. Na wszelki wypadek gdyby mi nie smakował wziąłem również swojego ulubionego czekoladowego. Tak się jednak "przypadkiem" złożyło, że smakowały mi oba.



Najedzony, napity i nasłodzony wsiadłem w samochód i znowu przez osiem tuneli, dwa mosty ponad morzem i po dnie morskim z powrotem na wyspę. Z rozpędu "wpadłem" jeszcze do sklepu na wyspie po resztę zakupów, zrobiłem 5-cio kilometrowy spacer i wróciłem do domu. Po tak dużej aktywności w sobotę postanowiłem w niedzielę nie robić nic. I postanowienia dotrzymałem! Na pocieszenie dla tych, których vqrviłem pogodą dodam, że dziś czyli w poniedziałek rano skrobałem szyby samochodu ze szronu.Czyżby powrót zimy?

2 komentarze:

  1. Słowem podróż/wycieczka udana! Tunel mnie przeraził - mam klaustrofobię. Ubawiłam się za to, jak zobaczyłam "budzik" i ten "malutki" telewizorek. Mam nadzieję że jedzonko równie dobrze smakowało jak wygląda, a wygląda apetycznie. Pozdrowienia z zaśnieżonego Mazowsza, temp tylko -7, bywało gorzej,ale ja lubie taką pogodę. U nas teraz pada śnieg, pada śnieg.... Jola

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do tunelu, to lepiej miec do przejechania 60 km niz 180. Taka jest roznica gdybym jechal "stara" droga. Jedzonko smakowalo wysmienicie. Nie bylem tam pierwszy raz wiec mam to juz wyprobowane. Snieg i minus 7 lesze niz +2 i chlapa. Na Geoje tej zimy sniegu nie widzialem. Chociaz nie, raz padal ale topnial juz spadajac. Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń