Każdej jesieni miliony rodaków odczuwa ten sam, charakterystyczny niepokój, który każe wsiadać w samochody, na motocykle, na rowery i gnać do czasami oddalonego o kilkaset kilometrów lasu. Uzbrojeni w scyzoryki, koziki czy nawet zwykle noże kuchenne siejemy zniszczenie wśród owocników grzybni grzybami zwanymi. Tradycja czy jak kto woli narodowy obowiązek musi być spełniony. Nawet tu w Korei odczuwam to samo. Tyle, że bez scyzoryka i koszyka, "bezkrwawo", uzbrojony tylko w aparat fotograficzny mojego telefonu udałem się na pobliski... skwerek. Efekty mojego "polowania" widać poniżej. Wydaje mi się, że jest to odmiana maślaka - ocenę zostawiam specjalistom. Teraz odpowiadam uprzedzająco na pytanie, które wielu z Was pewnie chciałoby zadać. Nie, nie jadłem ich. Może właśnie dlatego jeszcze mogę pisać powyższy post. Zauważcie, że wcześniej napisałem "prawdopodobnie" a wiec pewności co do tych pięknych grzybków nie miałem. Wiadomo jak kończą u nas niektórzy miłośnicy grzybów, którzy są na 100 procent pewni tego, co zebrali. Inną rzeczą jest to, że w Korei jeśli coś jest jadalne to się to je a amatorów tych grzybków jakoś nie widzę .
A teraz grzybki ze sklepu, które dodałem do wołowinki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz