Kilka razy na Discovery Channel oglądałem reklamę filmu dokumentalnego z budowy
największego kontenerowca świata. Powstał on tu w Korei w jednej z miejscowych stoczni.
Ostatnio stocznia ta stała się sławna z innego powodu, z którego dumna raczej być nie
może. Chyba dlatego o tym wydarzeniu jest raczej cicho. Kilka tygodni temu miała miejsce
uroczyste wodowanie kolejnego, nowego statku. Nie byłoby w tym nic dziwnego - takich
wodowań ta stocznia ma w ciągu roku kilkadziesiąt. Tym razem jednak coś poszło nie tak jak
trzeba. Nie, ze statkiem wszystko w jak najlepszym porządku. Chodzi o to, że wodując
statek, dzielni stoczniowcy zatopili jeden ze swoich doków pływających. Tym sposobem dok
pływający stał się dokiem bardzo niepływającym. O fakcie tym dowiedziałem się najpierw "pocztą pantoflową, później znajomi Koreańczycy pokazali mi zdjęcia na "komórce". Ponieważ stało się to akurat naprzeciwko nadmorskiej trasy spacerowej zaczęło być nową, miejscową "atrakcją" turystyczną. Złośliwi zaczęli mówić, że zrobiono tak celowo aby dokować okręty podwodne w stanie zanurzenia. Jedyne fragmenty doku, które wystawały to dźwigi.
P.S. Podobno dok już znowu pływa, ale nie miałem czasu żeby to sprawdzić.
W tle kolejny z serii najwiekszych na świecie kontenerowców przy nabrzeżu wyposażeniowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz