Logo Geoje

Logo Geoje

sobota, 28 grudnia 2013

Trochę o Świętach, które...

...jak zwykle były za krótkie.


Bardzo lubię oglądać programy informacyjne w okresie Świąt. Są bardzo pouczające i odkrywcze. Od pani spotkanej przez reportera na ulicy dowiadujemy się, że w tym roku na Wigilię przygotuje barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami i śledzie. Na zorganizowanych w wielu miastach Wigiliach dla bezdomnych i samotnych widzimy z kolei barszcz z uszkami, pierogi z kapusta i grzybami i śledzie. Mało kto zwraca przy tym uwagę, że przecież samotność i bezdomność doskwiera nie tylko w okresie świąt. Przenosimy się do naszych żołnierzy do Afganistanu, gdzie samolot sił powietrznych zamiast broni, amunicji i innych niezbyt pokojowych przedmiotów tym razem załadowany został workami pełnymi prezentów od rodzin żołnierzy i typowym zaopatrzeniem świątecznym. Od dowódcy dowiadujemy się, że żołnierzom nie zabraknie barszczu z uszkami, pierogów z kapustą i grzybami oraz śledzi. Nie zapominamy także o naszych marynarzach, spędzających święta na wszystkich morzach i oceanach. W rozmowie z kapitanem statku PŻM (tylko ta firma nam została z całej morskiej potęgi) odkrywamy, że wprawdzie statek od miesiąca jest poza krajem, ale pomyślano wcześniej o świętach i okrętowy kucharz szefem zwany już uwija się przygotowując barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami i śledzie. Przy okazji jedna uwaga. Dawniej rozmowę taką przeprowadzano za pośrednictwem Gdynia Radio a dzisiaj w dobie powszechnej ery łączności satelitarnej przez telefon satelitarny.

A jak to wygląda w Korei? Otóż w Korei dla odmiany na Wigilię przygotowujemy barszcz z uszkami, pierogi z kapustą i grzybami (polskimi) oraz śledzie. Ale zanim do tego dojdziemy kto, jak i dlaczego, trochę należy napisać o wszystkim od początku. Ogólnie w okresie Świąt wielu obcokrajowców z Korei wyjeżdża, i to zarówno do swoich krajów ojczystych jak i w miejsca ciepłe i przyjemne, które są w pobliżu. Dużym powodzeniem cieszą się Tajlandia, Malezja i Filipiny.
Ci, którzy zostają mogą spodziewać się krótszego dnia pracy w Wigilię. Wiele firm, zwłaszcza zagranicznych kończy pracę w tym dniu w południe. Koreańczycy nie mają tradycji jeśli chodzi o wieczerzę wigilijną, chociaż cześć z nich uczestniczy w spotkaniach wigilijnych w swoich kościołach. Chodzi o tych, którzy należą do jednego z wielu wyznań chrześcijańskich jakie tu można spotkać. Większość zaś nie robi nic albowiem wyznaje buddyzm. Kiedy już wiadomo, co robią inne nacje, czas się zająć Polakami. A z nami też jak w piosence Skaldów: "Ci odlatują, ci zostają". Jeśli chodzi o tych co odlecieli to patrz hasło "obcokrajowcy" powyżej. My "któreśmy ostali na ziemi obcej w czas ten święty" staramy sobie radzić jak tylko możemy. A okazuje się, że możemy i to wcale nie najgorzej. Od razu przypomina mi się stare hasło "Polak potrafi!" Od kilku lat spotykamy się w mniej więcej tym samym gronie kilkunastu osób czy inaczej kilku rodzin. Oczywiście "skład" się zmienia bowiem część osób kończy tu prace a przybywają inni, dopiero co zaczynający.
Najważniejsze ogniwa naszego sukcesu wigilijnego to kolega, który pracuje tutaj 4 /4 tygodnie (jest bowiem naszym głównym "zaopatrzeniowcem") oraz nasze panie, które wykonują główny trud przygotowań, czyli wszystkie te smakowite potrawy. "Babski komitet" rozdziela także zadania do wykonania dla panów, takie jak zakup wina i innych napojów, transport stołów i krzeseł itp. W centralnym miejscu na stole oczywiście krzyż i sianko. Chleb mieliśmy prosto z Polski.W tym roku tak się złożyło, że po policzeniu potraw na stole okazało się, że jest ich ok 20 nie licząc ciast wszelakich. Najwięcej, i tu niespodzianka, było potraw ze śledziami, które są praktycznie nie do zdobycia na miejscu. W trakcie naszej Wigilii można było zatem co jakiś czas usłyszeć:"Mamo! Pokaż, co jest bez śledzi?". Świętowała z nami  przesympatyczna para polsko-francuska (dostarczyciele znakomitego Bordeaux, wielkiej tacy krewetek i świeżych ostryg) oraz młoda rodzina polsko-angielska z uroczymi dziećmi. Pierwszy raz w życiu mogłem spróbować także potraw śląskich, które muszę powiedzieć bardzo mi smakowały (jedną znich była makówka a nazwy drugiej nie pamiętam). Wśród dzieci ogromne poruszenie wywołało odkrycie ogromnego wora z prezentami, który św.Mikołaj zostawił pod drzwiami (z powodu wielkości nie zmieściłby się pod choinką). Chwilę później ciszę przerywał tylko chrzest rozrywanego papieru prezentów. Od tego momentu dzieci (a była ich nawet spora gromadka) już "nie było". Dorośli szybko odłożyli prezenty na bok i kontynuowali niszczenie tego co na stole. Ponieważ zniszczenia poczynione zawartości półmisków okazały się wielce nieskuteczne umówiliśmy się nazajutrz na 13.00. Nazajutrz około wyznaczonej godziny zaczęliśmy się zbierać. Potrawy wigilijne uzupełniły krojone wędliny, bigos i pasztety francuskie. Po nasyceniu pierwszego głodu przyszła pora na ciasta i kawę. Ponieważ wszyscy byli już "pełni", gospodarz zaproponował dwie opcje: spacer albo drinki. Wszyscy ochoczo wybrali... drinki, wysyłając na spacer dzieci. Około 20.00 powoli zaczęliśmy się rozchodzić. Czyli prawdziwe polskie święta. Drugi dzień świąt już nie był taki fajny, bowiem w Korei to normalny dzień pracy. W czasie, kiedy rodacy odsypiali pierwszy dzień my tutaj już pracowaliśmy. Szybko "wyparowały" wigilijne śledzie i pierogi, na które trzeba czekać następny rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz