Logo Geoje

Logo Geoje

wtorek, 23 września 2014

Geoje - wieś, czyli...

... co w ryżu piszczy.


Dziś udamy się na koreańską wieś aby zobaczyć jak rośnie koreańskie złoto, czyli ryż. Właściwie jeśli spojrzeć na Koreę to w 95 procentach składa się z gór porośniętych lasem, pól ryżowych i wielkich mega-blokowisk. Całą resztę oceniam na jakieś 5 procent, wśród których można znaleźć nieraz bardzo ciekawe miejsca. Wymaga to jednak trochę czasu i nieco szczęścia. Mimo, iż uprawa ryżu zajmuje większość terenów rolniczych Korei i tak zbiory są niewystarczające do wyżywienia całego narodu Korei Pd. Zmuszona jest zatem do jego importu. Pola ryżowe wokół miast kurczą się zamieniając się najczęściej we wspomniane wcześniej blokowiska. Zanim więc znikną, popatrzmy jak wyglądają tu, na wyspie Geoje.






czwartek, 28 sierpnia 2014

Cztery pory roku czyli widok z okna.

Znowu jestem. Część z Was pewnie pomyślała, że może wyspa Geoje wzorem Atlantydy zapadła się w morskie odmęty lub piszący tego bloga pojechał sobie  w siną dal. Nic z tych rzeczy. Wyspa ma sie dobrze a i piszący bloga tez nienajgorzej. Ponieważ niedawno minęła kolejna rocznica mojego tutaj pobytu to pomyślałem, że warto byłoby pokazac, jak sie zmienia widok z "mojego" mieszkania w ciagu roku. Zaczynam od lata, bo wtedy wlasnie przyjechalem.


Teraz jesien. Widok z przełomu listopada i grudnia.


Sucha, pozbawiona opadów zima.



I wreszcie wiosna.











poniedziałek, 3 lutego 2014

O, gdybym kiedy dożył tej pociechy,

Żeby... sieć 5G zbłądziła pod polskie strzechy.


Drżyjcie bo znowu nadchodzi nowe. Właściwie to, co jest nowe w PL to tutaj właściwie jest już stare. Oglądam czasem reklamy w polskiej TV o tym, że jakaś sieć jest liderem LTE i trochę śmiać mi się chce skoro w Korei już od blisko roku istnieje siec LTE-A  (Advanced LTE) o szybkości dwukrotnie większej od LTE. Ostatnio czytałem zaś o zaawansowanych pracach badawczych nad siecią komórkową o szybkości 300 Mb/s. To i tak jest dopiero wstęp do tego, co się szykuje w następnych latach. Korea Południowa bowiem przeznaczy 1.6 tryliona wonów (1,49 miliarda dolarów) na budowę sieci piątej generacji (5G) o docelowej szybkości  1Gb/s.  Sciągnięcie pliku 800 Mb zajmie wtedy sekundę. Nie wyrzucajcie jednak na razie swoich telefonów na śmietnik, bowiem nowa sieć planowana jest dopiero na rok 2020 (pełne pokrycie w Korei). Dla entuzjastów szybkości pilotażowo będzie dostępna podczas następnych zimowych igrzysk olimpijskich w PyeongChang w 2018 roku.
Jest o co walczyć gdyż spodziewana sprzedaż urządzeń do obsługi sieci 5G ma wynieść w latach 2020-2026 około 310 miliardów dolarów. Pewnie duży kawał z tego tortu trafi do Korei. Co ciekawe Kraje Unii Europejskiej maja być też gotowe na nową technologię w tym samym czasie. Z doświadczenia jednak wiem, że gdy rząd koreański mówi, że coś zrobi no to wiadomo, że zrobi w przeciwieństwie do wielu rządów w Europie, które jak mówią, że coś zrobią to tylko mówią.


Źródło

niedziela, 2 lutego 2014

Jangseungpo - odkrywanie na nowo.

Miejscowość Jangseungpo jest dosyć znana. Jest to port rybacki a także miejsce, z którego można dostać się na okoliczne wyspy turystyczne. Jest tam tez dużo restauracji a także jedyna w okolicy sala widowiskowa. Kiedyś kursowały stąd promy do Busan. Dziś po wybudowaniu Geoje Link, terminal promowy stoi opuszczony. Jest to także jedno z moich ulubionych miejsc spacerowych. Przed obecnym świętem znajomy Koreańczyk powiedział mi o trasie spacerowej w Jangsungpo, o której nie miałem pojęcia. Korzystając z ładnej pogody postanowiłem wczoraj tzn. w sobotę się tam wybrać. Trasa okazała się być bardziej trekkingową niż spacerową ale na to byłem przygotowany.  Ubrałem się na cebulkę ale podczas drogi było tak ciepło, że poszczególne warstwy wędrowały do plecaka. Trasa położona na zboczu nadmorskiej góry, długość trasy 5,6 km, rożnica wzniesień 127m, czas 2godz 20 min.

Mapa trasy

Raz w dół...

... a raz w górę.

Widoki nieciekawe z powodu mgły

Casami pod skałami.


Lub przez gaje bambusowe

Jak ktoś chce - może poćwiczyć.

Ptaki śpiewały - zdjęcie nieostre bo były strasznie szybkie

Serca przybite do drzew

Oczywiscie kamelie były tez.


To nie świątynia ale ośrodek wypoczynkowy...

... gdzie można wynająć domek.

Jak się nie ma co sie lubi to...

...trzeba czasami wziąć się do roboty!

Tytuł tego wpisu miał być nieco inny (druga część) ale bawiąc się słowami w końcu zabrnąłem w ślepy zaułek. Teraz jest prosto i zrozumiale a sens ten sam. Mimo, że w Korei z zaopatrzeniem nie jest źle to jednak brakuje wielu produktów narodowych. Przedstawiciele różnych nacji radzą sobie z tym jak mogą. Francuzi np. wytwarzają w Seulu świetne pasztety, Niemcy robią swoje wursty, mój kolega Anglik robi znakomite piwo angielskie (ale) a moi polscy koledzy robią wyroby wędzarnicze (szynka, kiełbasa, boczek, itp.). Ponieważ lubię bardzo barszcz biały z białą kiełbasą dotychczas kiełbasę ową po prostu kupowałem w sklepie. Nie była to oczywiście "polska" biała kiełbasa a wyrób miejscowy wzorowany na niemieckich. Od jakiegoś czasu jednak tak jak wiele dobrych produktów w przeszłości kiełbasa owa zniknęła z półek sklepowych. No i co? Czy mam zrezygnować z białego barszczu z kiełbasą? Nigdy! Jako umysł ścisły zacząłem rozważania na temat wykonania tejże białej kiełbasy w domu. Takie : "Teoretyczne studium wykonalności białej kiełbasy metodami domowymi w warunkach Korei Południowej". Brzmi nieźle, nie? Doszedłem do wniosku, że aby zajadać znowu biały barszcz z kiełbasą potrzebuję następujące elementy: 1. Sprzęt; 2. Produkty; 3. Wiedzę teoretyczną; 4. Czas.  Sprzęt miałem od dawna. Przywiozłem bowiem tutaj maszynkę do mielenia z zestawem końcówek i sitek. Dostęp do produktów też miałem. Zabrałem się więc do zgłębiania wiedzy teoretycznej nt. produkcji wędlin i po jakimś czasie stwierdziłem, że minimum potrzebnej wiedzy już posiadam. Jeśli chodzi o czas to 4-dniowy okres Nowego Roku Księżycowego wydawał się wręcz idealny. Efekt mojej pracy na zdjęciach. Początkowo nie wychodziło mi zbyt dobrze ale bardzo szybko nauczyłem się "wypuszczać jelito z odpowiednią szybkością". Ponieważ lubię majeranek i czosnek (w kiełbasie) więc dałem tego dużo. Smakuje jak wygląda - świetnie. Nawet się nie spodziewałem tak dobrych efektów. I co najważniejsze, już nie muszę liczyć na sklepy!
Mięsko przygotowane: oddzienie chude, oddzielnie tłuste

Masa mięsna
  

Napełnianie

Kiełbasa surowa

Kiełbasa biała parzona

czwartek, 30 stycznia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku (Konia)!

                                                                          Źródło

Wcale nie tak dawno życzyliśmy sobie wszystkiego co najlepsze z okazji Nowego Roku i proszę mija miesiąc i możemy sobie życzyć znowu. Nadchodzi bowiem Nowy Rok Księżycowy, czy jak kto woli Chiński, czy jak kto woli Koreański. W tym roku przygalopował w dosłownym tego słowa znaczeniu jako, że będzie to Rok Konia. Jako ciekawostkę podam, że w roku konia urodził się m.in. Chopin a szczęśliwe liczby to 2, 3, 7. Chiński horoskop znajdziecie bez trudu w necie więc nie ma sensu tego kopiować (God bless Bill Gates for copy and paste!). Jeżeli spodziewacie się w Korei zobaczyć powitanie Nowego Roku Księżycowego takiego jak w Chinach to się srogo możecie zawieść. Żadnych fajerwerków, żadnych petard ani nic z tych rzeczy. Cisza i spokój. Ostatnio na Sylwestra zorganizowano tu wprawdzie pokaz ogni sztucznych ale odbył się o...20.00. Bez komentarza. Co więc się dzieje w tym czasie w Korei? Otóż następuje narodowy exodus Koreańczyków w strony rodzinne i w strony rodzinne współmałżonka. Duże miasta takie jak Seul czy Busan pustoszeją. Pustoszeje również Geoje. W końcu tutaj też większość mieszkańców to ludność napływowa. Przez te kilka dni (w tym roku cztery) kompletny luz na drogach wyspy. Wszędzie wolne miejsca do parkowania. Exodus zaczął się już wczoraj. Większość firm albo miała już wolne lub kończyła wcześniej. Kiedy w porze lunchu (również skończyłem pracę wcześniej) robiłem zakupy w Home Plus (Tesco) to zastałem tłum ludzi porównywalny z okresem przed Bożym Narodzeniem w Polsce. Wiadomo, ostatnia szansa na kupienie prezentów i zrobienie świątecznych zakupów. W czasie Nowego Roku Księżycowego wszystkie sklepy są zamknięte. Teraz o prezentach. Tradycyjnie dostaje się je również w pracy. Już w ubiegłym tygodniu dostaliśmy prezenty od firmy, dla której pracujemy. Niestety nie były to dwie butelki czerwonego wina chilijskiego jak w ubiegłych latach ale jakiś byle jaki termos i kubek izolacyjny. Oczywiście w pięknym kartoniku. Jeśli chodzi o firmę, w której pracuję to panowała jakaś podejrzana cisza. Dostaliśmy wprawdzie w prezencie po... parze skarpetek w pięknym pudełku od bezpośredniego managementu, ale nie tego każdy się spodziewał. Dopiero w poniedziałek po południu kiedy zobaczyłem serkretarkę zbliżającą się ze złotymi kopertami w ręce wiedziałem, że właściwy moment nadszedł. W supermarketach specjalny dział prezentów jest organizowany na kilka tygodni przed świętem. Wybór jest ogromny i właściwie na każdą kieszeń. I tak można najbliższym podarować np. zestaw składający się z mydła, szamponu do włosów i pasty do zębów - wtedy na pewno będą o nas myśleli w czasie codziennych ablucji lub pudełko z puszkami mielonki - wtedy myśli najbliższych powędrują w naszym kierunku podczas posiłku. Ceny niektórych prezentów też mogą szokować, np. 12 ładnych jabłek w kartoniku już od 50.000 wonów czyli ok. 50 dolarów. Są również prezenty naprawdę ładne. Od czasu do czasu kupujemy na pamiątkę miejscowe alkohole (wino lub soju), które rozlewane są do pięknej, tradycyjnej, ręcznie robionej koreańskiej ceramiki. Miłośnicy mocniejszych trunków znajdą wyroby znanych producentów whisky i koniaków, często limitowane edycje.
 
Prezenty, prezenty!
Na zdjęciu możecie zobaczyć więcej przykładów. Teraz pewnie zadacie pytanie: Co wobec tego robią expaci? To samo co w poprzednie święta. Część jedzie w ciepłe kraje a część wręcz przeciwnie na narty do ośrodków koreańskich lub japońskich. Ja zostałem, bo wyjazd mam zaplanowany w nieco późniejszym terminie a z nartami jakoś nigdy się nie oswoiłem. Dziś dzwonił jeden z kolegów, którzy wyjechali na narty do Muju (Korea) mówiąc, że pogoda "alkoholowa", leje od rana.  Następny "długi weekend" dopiero w maju (też cztery dni :)).

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Aktywny weekend czyli...

...wyprawa po chleb za pod morzem.




 Na początek jak zwykle krótko o pogodzie. Wiosna znowu wściekle zaatakowała. Oglądając jednak kamerki internetowe w Polsce jestem przekonany, że pewnie kilka osób będzie vqurvionych takim stwierdzeniem, zwłaszcza, kiedy muszą sprzątać śnieg przed domem. Ale cóż. Jak powiedziała nasza premiera : "Sorry, taki mamy klimat!" W piątek po południu zaczęło się ocieplać i temperatura doszła do plus 14 stopni. W tych pięknych okolicznościach przyrody pomyślałem, że dobrze byłoby przejechać się do Busan. W przekonaniu utwierdził mnie fakt, że kiedy otworzyłem zamrażalnik to w miejscu, gdzie zazwyczaj przechowuje chleb mój powszedni szron ujrzałem jeno. Rzec by można wszystko przygotowane do igrzysk zimowych robali Geoje 2014. Robali żadnych na szczęście w mieszkaniu nie ma a to za sprawą administracji budynku, a w szczególności dozorcy, pana Kima, który za pomocą nieznanej ale skutecznej broni chemicznej odstrasza wszelkie żyjątka chcące się zadomowić. Kilka dni wcześniej przed spodziewaną akcją pan Kim wywiesza na drzwiach wejściowych kartkę, na której informuje, że "w dniu takim a takim o godzinie tej a tej odbędzie się eksterminacja". Żeby nie było wątpliwości, ze tłumaczę źle użyte słowo, w oryginale brzmi ono "extermination". Widząc takie obwieszczenie, robaki, które umieją czytać, same uciekają. Uciekają także mieszkańcy, którzy aktualnie przebywają w budynku aby nie zostać przy okazji również "exterminated". No dobrze, trzeba jechać bo nie ma już chleba. Pozostał jeszcze do rozwiązania inny problem. Prawdopodobieństwo, że uda mi się w sobotę wstać na tyle wcześnie aby dojechać w przyzwoitym czasie jest zazwyczaj bardzo małe. I to niezależnie od nastawionego budzika. Tym razem jednak udało mi się wstać bez problemu. Szybkie śniadanko i w drogę. Busan nie leży za górami, za lasami, za siedmioma rzekami. Z Geoje do mojego celu podróży jest jakieś 60 kilometrów. Na tej trasie trzeba pokonać jednak dwa mosty ponad morzem, osiem tuneli wydrążonych w niewysokich górach oraz (i tutaj "perełka") ponad 3-kilometrowy tunel zbudowany na dnie morza. To połączenie wyspy z Busan nazywa się Geoje-Busan Link i samo w sobie być może będzie tematem któregoś z kolejnych wpisów lub 12546 odcinka "Mody na sukces". Tak sobie myślę, że gdyby coś takiego trzeba było wybudować w Polsce to nasza Główna Dyrekcja od dróg i autostrad pewnie popełniłaby zbiorowe samobójstwo a w najlepszym wypadku jej większość znalazłaby spokój w specjalistycznym szpitalu. Gdyby już zdecydowano o podobnej budowie to niechybnie pochłonęłaby kilka budżetów kraju a z ukradzionych materiałów powstałyby kilka nowych miast "domków jednorodzinnych". Na razie jednak zostawmy nasza dyrekcję w spokoju. Niech dalej buduje to co ma wybudować. Ponieważ trasę znam dobrze, więc nie muszę korzystać z GPS-a. Słucham sobie za to przez internet ulubionej stacji ze starymi przebojami. Jadę sobie więc po dnie morza, Piotr Szczepanik zachęca do palenia żółtej makulatury a czterdzieści osiem metrów wyżej szumią sobie morskie fale. Czas przejazdu miałem dobry, tzn. poniżej godziny. Czasami pierwsze 30 km robię w 20 minut a następne 30 km w ponad godzinę. Wszystko zależy od natężenia ruchu w Busan, Moim celem "w mieście" jest dom towarowy Lotte. W Polsce koncern Lotte (dawniej E.Wedel) znany z jest torcików wedlowskich a w Korei jest właścicielem m.in. sieci domów towarowych. Parkuję samochód na parkingu podziemnym na poziomie B3 (najniższy poziom to B6) i schodami ruchomymi udaję się na poziom B1. Tu szybko kieruję się do francuskiej piekarni po świeżutki chlebek. Jak zwykle kupuję dwa najlepsze gatunki: normalny i ze słonecznikiem. O cenę nawet mnie nie pytajcie, bo nie chcę wywołać ogólnopolskiego strajku piekarzy i rozruchów na tym tle. Jeszcze nie daj Boże powstanie jakiś Chlebo-Majdan w Warszawie. Po co mi to?

Chlebek z Busan


Po zakupie chlebka przyszła pora na następne zakupy w supermarkecie spożywczym. Najcenniejszym nabytkiem była kapusta kiszona z białym winem w stylu bawarskim (oczywiście Made in Germany). Jak zwykle kupiłem cały zapas supermarketu w postaci 4 słoików (słownie: cztery). Wszystkie zdobycze złożyłem w samochodzie i już spokojnie udałem się na penetrację wyższych pięter. Na dziale męskim była akurat promocja koszul znanych marek, więc kupiłem dwie w brakujących kolorach. A co tam! Z innych ciekawych rzeczy to chyba najciekawszy był pewien budzik, którego zdjęcie zamieszczam poniżej. Niestety zapomniałem spytać, czy to sprzęt jednorazowy czy wielokrotnego użytku. Pomyślałem też sobie, co by było gdybym chciał z takim budzikiem podróżować samolotem. Chyba bym daleko nie zaleciał...

Uwaga! To tylko budzik!

Doszedłem wreszcie do poziomu z "właściwą" elektroniką. Miałem nadzieję, że zobaczę najnowsze "dziecko" Samsunga czyli 110 calowy telewizor UHD (4K). Niestety tkwił tam ciągle "stary", 85 calowy model UHD z zeszłego roku z reklamą tego nowego. Może następnym razem.

85 calowy "staroć"
   Wycieczkę zakończyłem na dachu, gdzie znajduje się... mini park i kawiarnia. Pochodziłem wiec sobie trochę po świeżym powietrzu i stwierdziłem, że pora coś zjeść. Trzeba było więc zjechać znowu do "podziemi". Wybór jedzenia w strefie "food" jest przeogromny ale ja tradycyjnie wybrałem koreańskiego schabowego.

Schabowy "po koreańsku"

Po obiadku trzeba było wypić jakąś kawkę z czymś słodkim. Zauważyłem nowy rodzaj pączków z sernikiem jagodowym, wiec trzeba było spróbować. Na wszelki wypadek gdyby mi nie smakował wziąłem również swojego ulubionego czekoladowego. Tak się jednak "przypadkiem" złożyło, że smakowały mi oba.



Najedzony, napity i nasłodzony wsiadłem w samochód i znowu przez osiem tuneli, dwa mosty ponad morzem i po dnie morskim z powrotem na wyspę. Z rozpędu "wpadłem" jeszcze do sklepu na wyspie po resztę zakupów, zrobiłem 5-cio kilometrowy spacer i wróciłem do domu. Po tak dużej aktywności w sobotę postanowiłem w niedzielę nie robić nic. I postanowienia dotrzymałem! Na pocieszenie dla tych, których vqrviłem pogodą dodam, że dziś czyli w poniedziałek rano skrobałem szyby samochodu ze szronu.Czyżby powrót zimy?